"Białystok musi zrobić następny krok". Wywiad z Katarzyną Sztop-Rutkowską

2018.09.19 07:45
Jako jedyna nie ma za sobą żądnej partii politycznej, ale ma przekonanie, że Białemustokowi potrzebna jest osoba ze świeżym spojrzeniem. Między innymi o tym rozmawialiśmy z Katarzyną Sztop-Rutkowską, kandydatką na prezydenta miasta.
"Białystok musi zrobić następny krok". Wywiad z Katarzyną Sztop-Rutkowską
Fot: KWW Inicjatywa dla Białegostoku

To już trzeci z cyklu wywiadów z kandydatami na prezydenta Białegostoku, który publikujemy. Problem w tym, że nasi poprzedni rozmówcy – Marcin Sawicki i Wojciech Koronkiewicz, zdążyli już zrezygnować z ubiegania się o prezydencki fotel. Lojalnie poinformowaliśmy o tym niefortunnym zbiegu okoliczności dr Katarzynę Sztop-Rutkowską, kandydatkę Inicjatywy dla Białegostoku, która odpowiadała na nasze pytania w tym tygodniu. Zapewniła nas jednak, że ona ze startu nie zamierza rezygnować. Na szczęście...

Białystok Online: Czyją inicjatywą było to, żeby startowała Pani na prezydenta? Pani czy może ruchu, którego dzisiaj jest Pani liderką?

Katarzyna Sztop-Rutkowska: Nasze drogi się spotkały. Naprawdę było tak, że trudno powiedzieć, kto był pierwszy. Ja dwa lata temu skończyłam Szkołę Liderów Polsko-Amerykańskiej Fundacji Wolności i z tej szkoły wyszłam z zamiarem kandydowania. Z ludźmi z Inicjatywy dla Białegostoku znaliśmy się już wcześniej z działań społecznych. Usiedliśmy i uznaliśmy, że nas tak wiele łączy, że trzeba w tych wyborach wystartować.

Już dwa lata temu myślała Pani o kandydowaniu?

Tak, aczkolwiek to był taki ogólny plan, że chcę zaangażować się w samorząd. Wiedziałam, że listy partyjne mnie nie interesują i pomyślałam, że dobrze będzie dla tego miasta, jeśli powstanie taka społeczna, oddolna lista złożona z ludzi, którzy działają tutaj od wielu lat w sposób społeczny. Ja jednak powtarzam, że nie ma lidera czy liderki bez grupy. Gdyby nie te rozmowy i to, że osoby z Inicjatywy myślały o tym, żeby wystartować w wyborach, to do niczego by nie doszło. Dlatego myślę, że nasze drogi nieprzypadkowo się spotkały.

Mówi Pani, że Białystok potrzebuje takiego ruchu oddolnego, złożonego ze społeczników. Co taki ruch miałby zmienić?

Nie chodzi o to, żeby krytykować i mówić, że w stu procentach jest wszystko źle, bo byłoby to nieprawdą. Myślę, że są pewne rzeczy, które są dobre, bo Białystok się rozwija.

Natomiast jestem przekonana, że brakuje tu takiej wizji na przyszłość. Osiągnęliśmy pewien poziom rozwoju i teraz pytanie co dalej? Jakie są następne kroki? W jakim kierunku miasto powinno się rozwijać? Tej wizji nie widzę w mieście. Mam wrażenie, że obecna sytuacja, powoduje, że władza ma problem, żeby wyjść z toru myślenia, który był do tej pory, czyli np. z dużych inwestycji drogowych. One są też potrzebne, ale trzeba pójść o krok dalej.

Poza tym miasta współczesne się zmieniają. Białystok nie odstaje od miast podobnej wielkości, czyli coraz więcej mówi się o mieście inteligentnym i mieście solidarnym. Zwraca się uwagę na to, że oprócz dużych inwestycji, które mamy szanse realizować dzięki dofinansowaniu z Unii Europejskiej, to takie potrzeby codzienne, związane choćby z wychowaniem dzieci, teraz stają się rzeczą bardzo ważną. Widzimy, że rozwój ekonomiczny oparty o te duże inwestycje nie wystarcza. Ludzie potrzebują też wsparcia i tego, żeby miasto troszczyło się o ich potrzeby, które nie wynikają z konieczności przemieszczania się z punktu A do punktu B i szybkiej drogi do pracy.

Czyli jakie byłby pierwsze przedsięwzięcia, które chciałaby Pani po wygranych wyborach przeprowadzić?

Myślę, że pierwszym byłoby polepszenie komunikacji urzędu z mieszkańcami. Chciałbym, żeby pojawił się grafik spotkań prezydenta i wiceprezydentów na białostockich osiedlach. Bezpośredni kontakt z prezydentem jest bardzo ważny, chociaż zdaję sobie sprawę, że jego grafik jest bardzo gęsty, ale do obecnego i tak za trudno jest się dostać z różnymi sprawami. Dla mnie istotne jest, żeby kontakt z ludźmi był bezpośredni. Zresztą ja to bardzo lubię - jest to dla mnie taki naturalny sposób funkcjonowania, zgodny z moim stylem życia.

Nawiązując do idei inteligentnego miasta – stworzenie odpowiedniej infrastruktury informatycznej, która już funkcjonuje w dużej mierze w urzędzie. Poprawienie działania aplikacji CiTTy, poszerzenie zakresu infolinii. Widziałam od środka warszawskie centrum komunikacji i tam rzeczywiście to działa w sposób spójny. Ważne, żeby można było zgłosić pewne rzeczy, zapytać się o coś, ale też istotne, żeby odpowiedź była szybka. To też jest kwestia reorganizacji urzędu – żeby komunikacja między urzędnikami była lepsza, tak żeby każdy wiedział za co odpowiada.

Co poza tym?

Po drugie przejrzałabym wszystkie inwestycje, które zostały zaplanowane. Zastanowiłabym się ze współpracownikami, z ekspertami, ale też z mieszkańcami, czy inwestycje, które zostały zaplanowane, a jeszcze nie ruszyły są potrzebne. Trzeba się zastanowić czy pieniądze, które są w budżecie nie powinny być inaczej podzielone.

W tej chwili wygląda to tak, że inwestycje drogowe są bardzo duże. Zdaje sobie sprawę, że część z pieniędzy jest z Unii Europejskiej, ale z drugiej strony część z tych inwestycji jest przeskalowana. Warto byłoby się zastanowić, co można zmniejszyć, żeby część środków przesunąć np. na edukację, na wsparcie osób z niepełnosprawnościami czy osób starszych.

Wiadomo, że wchodząc w tym roku realizujemy budżet, który został już zaprojektowany, więc mówię o tym co będzie w roku kolejnym.

Tylko, że tutaj będzie też niewiele możliwości, bo projekt budżetu musi być przedstawiony do 15 listopada, więc pewnie jest już w dużej mierze gotowy.

Zdaje sobie z tego sprawę, ale jest też tak, że zawsze w ciągu roku są możliwości zmian w budżecie. To też jest kwestia rozmowy i zbudowania takiej solidnej relacji z radą miasta. To również będzie kluczowe, bo ta komunikacja jest bardzo trudna. Nie wiadomo na ten moment, jaki będzie podział mandatów, ale niezależnie od tego, kto się w radzie znajdzie, ważne jest, żeby prezydent z radą miasta współpracował.

Wydaje mi się, że przy osobie, która nie ma żadnych partyjnych układów byłoby to łatwiejsze, chociaż zdaje sobie sprawę że niekoniecznie zupełnie proste.

W takim razie trzeci projekt?

Coś co wydaje się być łatwe do wdrożenia – kwestia wsparcia dla osób starszych. Mamy choćby taki pomysł asystenta, który mógłby pomóc osobom, które mają problem z wyjściem z domu i nie korzystają z internetu, w załatwieniu sprawy na miejscu, u nich w domu. To jest nie jest duża rzecz, ale na pewno takie wsparcie powinno w naszym mieście być.

Startuje Pani bez żadnego poparcia politycznego, ale czy to nie utrudnia?

W tym systemie, w którym jesteśmy w Polsce w tej chwili, nawet na poziomie samorządu jest to bardzo trudne. Jesteśmy zwiastunem pewnej zmiany. Takie komitety społeczne jak nasz powstały we wszystkich dużych miastach w Polsce. Część z nich, tak jak my, jest związanych z Kongresem Ruchów Miejskich. Te pojęcie "ruch miejski" jest nowym zjawiskiem. To są ludzie, którzy nie są muszą być związani z partiami, działają na rzecz mieszkańców i starają się wprowadzić te zmiany. Według mnie w samorządzie jest miejsce i dla partii, i dla społecznych komitetów. Mamy taki układ polityczny jaki mamy, ale jako mieszkańcy mamy też prawo zrzeszać się i mówić o pewnych postulatach, które wydają nam się ważne.

Jest nam na pewno trudniej, bo nie mamy dotacji, zaplecza, ludzi na etatach. Robimy to wszyscy po godzinach pracy, ale jesteśmy przekonani i wierzymy w to, że samorząd może lepiej funkcjonować.

Bardzo nie lubię takiego dużego dystansu, który wytwarza wielu polityków. Takiego odgradzania się od zwykłych ludzi. Jestem zwykłym mieszkańcem i chcę mieć z innymi mieszkańcami kontakt, a nie usiąść w zaciszu gabinetu i przestać mieć kontakt z rzeczywistością. A w Polsce istnieje właśnie taki styl robienia polityki.

Nie ma Pani takiej obawy, że w momencie wejścia w politykę, rzeczywistość odziera trochę z ideałów? Pojawia się walka polityczna, ograniczenia, biurokracja.

Nie obawiam się tego, chociaż zdaję sobie sprawę, że tak jest. Przez 4 lata zarządzałam Instytutem Socjologii na Uniwersytecie w Białymstoku. Wprowadzałam bardzo trudne reformy Ministerstwa Nauki i Szkolnictwa Wyższego, wobec których był duży opór, choćby ze strony pracowników uniwersytetu. Zdaję sobie sprawę z tego, że życie zawsze weryfikuje plany. Ja mogę obiecać, że zrobię wszystko co się da, a myślę, że się o wiele więcej da niż to się wydaje teraz. Przyjście z otwartą głową, ze świeżymi pomysłami, z otwartością na współpracę z innymi środowiskami, co wydaje mi się kluczowe, może zmienić styl zarządzania miastem.

Ja nie jestem idealistką. Jestem raczej pragmatykiem i nie będę obiecywać gruszek na wierzbie, nie będą obiecywać, że średnia zarobków to będzie 5 tys., co wydaje mi się mało realistyczne. To o czym mówimy, można zrobić, tylko trzeba woli politycznej i odwagi osoby, która wchodzi do nowego środowiska. Oczywiście to nie jest łatwe, bo urzędnicy są przyzwyczajeni do pewnych rzeczy, ale te przyzwyczajenia też będzie trzeba zmienić.

Jeśli wyniki z sondaży przełożą się na wybory, to Inicjatywa dla Białegostoku będzie trzecią siłą w radzie, a więc inni będą chcieli się z wami dogadać. Ale z tego, co Pani mówiła na początku kampanii, nie jest Pani skora do koalicji z partiami.

Mówiłam wtedy o starcie w wyborach, że nie zależy nam na poparciu żadnej partii. Po wyborach wszystkie opcje są możliwe. Przede wszystkim jesteśmy zainteresowani współpracą nad konkretnymi postulatami. Zależy nam na tym, żeby nasze postulaty były efektywnie realizowanie, bo wiemy, że są one dobre.

Tak samo wyobrażam sobie, że jako prezydent, nie wchodząc w układy polityczne, mogę współpracować z radnymi przy tych pomysłach, gdzie możemy się dogadać. Niezależnie od tego, jakie środowiska reprezentujemy. Zdaję sobie sprawę, że jest to bardzo trudne, bo istnienie partii w samorządzie, sprawia, że często te spory centralne przenoszą się na niższy poziom, ale też obserwuję radę miasta i wiem, że nie raz można porozumieć się w sprawach związanych z ekonomią czy ze edukacją.

Czyli wierzy Pani w taki samorząd ponad politycznymi podziałami?

To brzmiałoby bardzo naiwnie. Podziały, spory i konflikty będą zawsze i nie da się tego uniknąć. Konflikty są po to, żeby negocjować. Konflikty są też po to, żeby znaleźć jakieś rozwiązanie. W polityce nigdy nie ma podziału zero-jedynkowego. Bardzo dobrze jest, kiedy obie strony sporu próbują się dogadać i znaleźć coś co nazywamy kompromisem.

Zawsze będziemy różnić się, ale pomimo tych różnic mogę dbać o interesy mieszkańców z różnych opcji niezależnie od tego czy głosowali na mnie. W pewnych kwestiach się nie będziemy zgadzać, ale spór jest istotą demokracji.

Na jaki wynik więc liczy Pani w wyborach?

Wiadomo, że wygrana jest celem ostatecznym. Bardzo chcę wejść do drugiej tury. Wierzę w drugą turę, nieważne z kim będę w niej rywalizować. Poza tym chciałabym, żeby jak najwięcej osób z Inicjatywy dla Białegostoku weszło do rady miasta, bo samorząd opiera się w dużej mierze na decyzjach podejmowanych właśnie przez radnych.


Katrzyna Sztop-Rutkowska - 45-letnia socjolożka i trener umiejętności interpersonalnych z wykształcenia. Na co dzień pracuje na Uniwersytecie w Białymstoku i od 2011 prowadzi Fundację SocLab, która zajmuje się wspieraniem rozwoju społeczności lokalnych, samorządów oraz organizacji pozarządowych. Zamężna, mama dwójki synów. Nigdy nie związana z żadną partią, w wyborach startuje pierwszy raz.

Mateusz Nowowiejski
mateusz.nowowiejski@bialystokonline.pl

855 osób online
Wersja mobilna BiałystokOnline.pl
Polityka prywatności | Polityka cookies
Copyright © 2001-2024 BiałystokOnline Sp. z o.o.
Adres redakcji: ul. Sienkiewicza 49 lok. 311, Białystok, tel. 85 746 07 39