POLECAMY
Pewnego dnia, kilka lat przed wojną, na ulicy Sienkiewicza w Białymstoku przechodnie z zaciekawieniem przystawali na widok licznej grupy policjantów pilnujących wstępu do sklepu kupca Pintla (Sienkiewicza 38) i cukierni Lewina (Sienkiewicza 24).
- Co to ma znaczyć? Rewizja policyjna? Skandal? Popełniono jakieś przestępstwo? - gubili się w domysłach zaciekawieni przechodnie. Policjanci pod żadnym pozorem nie chcieli wpuścić gapiów do wymienionych sklepów. Publiczność gubiła się w domysłach: co to ma znaczyć? Plotkarze uliczni szybko sfabrykowali świeżą sensację o tym, że w sklepie Pintla palnął sobie w łeb z rewolweru białostocki działacz społeczny, a w cukierni Lewina znaleziono bomby. Policja kontra sklepikarze Plotki jednak nie potwierdziły się, a straż policyjna pod drzwiami zakładów miała zupełnie inny powód... Pan Pintel miał bowiem od magistratu pozwolenie na handel do godz. 11., a pan Lewin do godziny pierwszej w nocy. Policja dzielnicowa jednak tych zezwoleń nie uznawała i żądała, by sklepikarze zamykali swe zakłady o kilka godzin wcześniej. A ponieważ sklepikarze ani myśleli tego posłuchać, policja uciekła się do dowcipnego zarządzenia: ustawiła funkcjonariuszy pod drzwiami wejściowymi, by nie wpuszczać klientów licząc, że pan Lewin i Pintel ustąpią, nie chcąc siedzieć w swych zakładach i palić elektryczności. Szybko jednak funkcjonariuszom wszystko to obrzydło i posterunki policyjne przy drzwiach zakładów przy Sienkiewicza odwołano. Przedwojenna prasa dziwiła się jednak, dlaczego ówcześni policjanci chcieli, mimo oficjalnych zgód na handel, zaprowadzać własne porządki w białostockich sklepach.
Judyta Kokoszkiewicz
24@bialystokonline.pl
Kryminalne 2025.12.19 19:00
Aktualności 2025.12.19 16:50
Aktualności 2025.12.19 14:30
Biznes 2025.12.19 14:24
Uroda 2025.12.19 13:26
Aktualności 2025.12.19 12:30
Kultura i Rozrywka 2025.12.19 10:10
Masz ciekawy temat?
Wiesz, że zdarzyło się coś interesującego w Białymstoku lub okolicy? Chcesz abyśmy o czymś napisali?
Napisz do nas
Więcej informacji