POLECAMY
Mickiewicz jest dźwiękiem. Cmentarz wypełnia muzyka. A przywoływanie duchów to niemal opera. Przekonajcie się sami: “Noc Dziadów” to zaskakujące przeżycie.
Zanurzoną w prasłowiańskim obrzędzie drugą część “Dziadów” na teatralną scenę przenoszono po wielekroć. Co pokolenie, to i kolejne wspomnienie takich inscenizacji: wspaniałych, arcynudnych, nijakich, przeróżnych. “Ciemno wszędzie, głucho wszędzie” - gdzieś, kiedyś - usłyszane, zapamiętane: z teatru, z telewizji, ze szkolnego spektaklu. Ale “Dziady” przeniesione współcześnie w świat dźwięków? Zamienione w muzykę? Oddane orkiestrze? Wyśpiewane? Takich wspomnień brak. Ostatnie 160 lat to pod tym względem pustka. Żaden z polskich kompozytorów nie stworzył w tym czasie muzyki do słynnego dramatu Mickiewicza. Żaden nie zmierzył się z wyzwaniem, by obrzędowi Guślarza, próbującemu pomóc błąkającym się duszom, nadać współczesną warstwę dźwiękową. Ostatnią taką znaną próbę - jak twierdzą muzyczni i teatralni eksperci - w 1865 roku podjął Stanisław Moniuszko. Inspirując się drugą częścią “Dziadów”, skomponował “Widma”. A potem cisza. Unikalny eksperyment I oto mamy rok 2025. 204 lata od napisania “Dziadów, cz. II”, 202 lata od ich opublikowania, 160 lat od kompozytorskiej próby Moniuszki. Tyle musiało minąć, by nastąpił nowy - muzyczny - rozdział w życiu młodzieńczego, nieustannie intrygującego, dzieła. Wyzwanie podjęła wszechstronna ekipa: kompozytorzy Piotr Nazaruk i Krzysztof Herdzin, reżyser - Piotr Tomaszuk, soliści, Orkiestra i Chór Opery i Filharmonii Podlaskiej (chór pod kierunkiem Violetty Bieleckiej) oraz aktorzy Teatru Wierszalin. W ten sposób, na scenie przy Odeskiej, skrzyżowały się twórcze energie, a w Białymstoku Mickiewicz zaistniał w nowej, współczesnej sferze dźwiękowej. Pierwszej od 160 lat. Można więc rzec, że projekt ma wymiar unikatowy. Najpierw, w maju, melomani usłyszeli wersję koncertową oratorium “Noc Dziadów”, a w listopadzie, miesiącu zadusznym i wprost do tego projektu stworzonym, przyszedł czas na krok drugi. Premierowe oratorium inscenizowane to eksperyment muzyczno-teatralny, w którym chór, soliści i orkiestra dają Mickiewiczowi głos i dźwięk, aktorzy zaś dają gest. Efekt? Interesujący, nie zmienią go nawet drobne zgrzyty. Paleta emocji Siłą przedsięwzięcia jest bezsprzecznie muzyka: wielowymiarowa, pełna różnych tropów i skojarzeń, a przy tym na wskroś oryginalna i wyrazista. Kompozycja wokalno-instrumentalna porywa z siłą żywiołu, by za chwilę wyciszyć i otulić, nawet w chwilach dramatycznych. A gdy to się dzieje, gdy muzyka zaskakująco pięknie ilustruje emocje w “Dziadach”, łatwo zapomnieć o wcześniejszych wątpliwościach. A przecież były. Już sam pomysł przeniesienia poetyckiego dramatu w przestrzeń muzyki instrumentalnej i pieśni mógł się - nie tylko niedowiarkom - wydać zadaniem dość karkołomnym. Bo jak jedną obszerną strukturę - poezji, specyficznej, z nierównym rytmem i rymem - zamknąć w oratoryjnej strukturze? I przy tym zachować siłę słowa? A jednak Piotr Tomaszuk, reżyser i twórca libretta, pomysłodawca projektu, wiedział dobrze na kogo postawić, i kto, podobnie jak on, dostrzeże muzyczność dzieła. Do współpracy nad utworem - na chór, solistów i orkiestrę - zaprosił Piotra Nazaruka, którego kiedyś wprowadzał w świat teatru i który też komponował dla Wierszalina. Dziś to uznany kompozytor teatralny, twórca wielu muzycznych przedsięwzięć (m. in. zespołu gospel) i aranżer, współpracujący z wieloma wokalistami. Nazaruk się zgodził, ale poprosił o wsparcie Krzysztofa Herdzina, znakomitego pianistę jazzowego, dyrygenta, twórcę aranżacji i orkiestracji (w tym do filmu “Marzyciel”, nagrodzonego Oscarem). Wszystkie te aktywności, wszechstronność pasji i inspiracji (twórcy opowiadają o nich szerzej w programie oratorium), i to, co obaj kompozytorzy muzycznie reprezentują - intrygująco wybrzmiewa też w muzyce “Nocy Dziadów”. Jest w niej dzikość i groza, jest delikatność i szept, jest ciężar i lekkość, jest rozpacz i ból. Zmieniają się tempa, słychać różne gatunki: i psalm, i folk, echa symfonii i jazz. Migną tropy z kantaty Carmina Burana, błyśnie motyw z muzyki filmowej. Ożywczy to miks, a przy tym nadal wierny nastrojowi “Dziadów”. W tej przestrzennej muzycznej brawurze wspaniale odnajdują się orkiestra i znakomity chór, przygotowany przez Violettę Bielecką. W zniuansowany sposób wydobywa całą paletę emocji, śpiewa sugestywnie. W jednej chwili scenę wypełnia złowieszczy klimat, by za chwilę rozwiać się jak mgła i przynieść ukojenie. Dziady jak partytura Nie byłoby jednak unikalnego projektu w operze i odkrywania muzyczności Mickiewicza, gdyby nie marzenie Piotra Tomaszuka i jego systematyczna, pogłębiona praca nad twórczością wieszcza. W swoim teatrze w Supraślu wraz z zespołem od lat opowiada widzom historię polskiego romantyzmu poprzez wizyjne interpretacje poszczególnych części “Dziadów”. Ale Mickiewicz na teatralnej scenie to jedno, jego muzyczność to drugie. Tomaszuk marzył od lat, by usłyszeć Mickiewicza w muzyce, od lat też powtarzał, że dzieło wieszcza widzi jak partyturę. Przekonał do swego projektu operę i oto jego marzenie się spełnia. Nie przenosi jednak historii obrzędu zadusznego na scenę w skali jeden do jednego - pisząc libretto, nieco zmienił proporcje. Skrócił tekst, w zamian dołączył niektóre elementy z innej części Dziadów (tu nie napiszemy nic więcej, zostawiając przyjemność niespodzianki kolejnym widzom, by spróbowali samodzielnie rozszyfrować tę układankę). Dał też więcej przestrzeni chórzystom - ich partie są rozbudowane. Synchronizacja… Najważniejszym inscenizacyjnym zabiegiem w “Nocy Dziadów” jest natomiast podwójny plan. Reżyser wprowadza na scenę swój aktorski zespół, który w Wierszalinie już dowiódł, jak porywająco umie przedstawić bogactwo znaczeń “Dziadów”. Tymczasem tu aktorów czeka zgoła inne zadanie. O ile w macierzystym teatrze pracują przede wszystkim słowem, o tyle w operze tych słów są pozbawieni. Pracują ciałem, twarzą, gestem. I tworzą na żywo ilustrację partii, śpiewanych przez solistów. Aktorzy na scenie, soliści przed sceną, z dwóch stron. Jak to zsynchronizować? Niełatwe zadanie. Za to widz, nawet jeśli początkowo zdezorientowany, ma fascynującą okazję, by ową podwójność planu śledzić. Guślarz przywołujący duchy ma głos Krzysztofa Szyfmana i twarz Rafała Gąsowskiego. Biedakowi głos daje Leszek Gaiński, twarz zaś Adrian Jakuć-Łukaszewicz. Wdowę głosem wyraża Anna Wolfinger, twarzą - Magdalena Dąbrowska… i tak dalej i dalej. Bardzo ciekawy pomysł, interesujące kreacje, zarówno aktorskie, jak i wokalne. Szczególnie pięknie wypada kobiecy duet, wcielający się w postać Pasterki, “nie znającej troski, na świecie żyjącej, lecz nie dla świata”. Obie - aktorka i solistka świetnie się zsynchronizowały, głosem, tańcem i mimiką - zestroiły ulotność, wdzięk i rozdarcie. Wielobarwna interpretacja wokalna Moniki Ziółkowskiej pomieściła operowe arie, z jazzem i musicalowym sznytem. Z kolei taniec Katarzyny Wolak-Gąsowskiej hipnotyzująco oddał delikatność i zawieszenie - między życiem a iluzją. A potem nagły zwrot. Bo gdy przybędzie jeszcze jeden duch, gdy w świat jednej części “Dziadów” wedrze się ich inna część, ta sama postać kobieca okaże też sugestywnie swoje mroczne oblicze. …i zgrzyty W tej strategii podwójności może też czasem pojawić się zgrzyt, dysonans - gdy odtwórcy roli, pomimo starań, nie mogą się scalić w jedno. Świetny aktor Dariusz Matys i świetny solista Maciej Nerkowski: połączeni postacią Złego Pana. Każdy jest znakomity w swojej profesji: Nerkowski w przejmującej interpretacji wokalnej, Matys - w sugestywnej roli pantomimicznej. Jednak głos pierwszego, baryton o jasnej barwie, nie do końca zdaje się harmonizować z - wystylizowaną na potężnego, starszego szlachcica w kontuszu - postacią drugiego, i odwrotnie. Interesujące jest podążanie za artystami (solistami i aktorami), obserwowanie, jak różnymi sposobami budują postaci. Jak poprzez gesty czy lekko jaśniejszą barwę głosu, nastrój z mrocznego zmienić się może w jednej chwili (znakomite zsynchronizowane duety Aniołków: Monika Klepacka/ Katarzyna Ogrodniczak czy Arleta Krutul/Urszula Raczkowska). I jak zjawy wron i kruków (balet OiFP) złowieszczym mrokiem naznaczyć scenę mogą ledwie minutą pląsu. Oniryczne miejsce Jest w inscenizacji “Nocy Dziadów” prostota i minimalizm, znajdująca odzwierciedlenie zarówno w sugestywnej scenografii (Mateusz Kasprzak), jak w kostiumach (Julia Skuratova). Reżyser wyprowadza chór przed kaplicę, ustawia go harmonijnie po obu stronach sceny, Guślarza, jego szepty i kadzidła pozostawia na środku, w przestrzeni cmentarza. Niewielką nekropolię tworzą krzyże, piękne zdobione, metalowe, drewniane. W swym bogactwie elementów wychodzą poza najbardziej typowe wzory i kształty, z jednej strony przywodząc skojarzenie z Górą Krzyży, z drugiej - z jakimś symbolicznym uniwersum. I obrzęd, i muzyka, zamienia scenę w oniryczne miejsce, łączące przestrzeń realną z metafizyczną. Tu zatrzymuje się czas, tu łączymy się z przeszłością, z tymi, którzy byli przed nami. Tu dostajemy od Mickiewicza wskazówki, kim nie być, czego nie robić. Nadal na czasie. Warto się w nie wsłuchać. Istnieje prawdopodobieństwo, że ci, którzy nie chcą czytać “Dziadów” w papierze, zechcą posłuchać (i ulec ich sile) w operze. Opera i Filharmonia Podlaska, “Noc Dziadów”, reż. Piotr Tomaszuk, premiera: 14 listopada 2025
Monika Żmijewska
24@bialystokonline.pl
Aktualności 16:30
Kultura i Rozrywka 16:20
Biznes 15:20
Kultura i Rozrywka 15:00
Aktualności 14:30
Ciekawostki 14:00
Kryminalne 12:30
Masz ciekawy temat?
Wiesz, że zdarzyło się coś interesującego w Białymstoku lub okolicy? Chcesz abyśmy o czymś napisali?
Napisz do nas
Więcej informacji