POLECAMY
W szatni dla sześciolatków - w jednym z publicznych przedszkoli - ze ściany zwisał, owinięty jedynie taśmą, przedłużacz. To "pamiątka" po przeprowadzonym remoncie.
Zaledwie dwa dni temu wracaliśmy do sprawy chłopczyka porażonego prądem: Nie matka, a właściciel domu odpowie za śmierć dziecka porażonego prądem. Teraz natomiast okazuje się, że nie jest to odosobniony przypadek i dzieci są narażane na niebezpieczeństwo związane z elektryką (i nie tylko) znacznie częściej. Tym razem zagrożenie stworzone zostało w Przedszkolu Publicznym w Mońkach. Tam, w jednym z budynków, w miejscu, gdzie funkcjonuje zerówka, a dokładnie - w szatni dla sześciolatków - na wysokości ok. 1,5 m wisiał niezabezpieczony przedłużacz. To pozostałość po remoncie, który - jak się dowiedzieliśmy - prowadzony był półtora roku temu. O wszystkim powiadomiła nas zaniepokojona matka, której dziecko uczęszcza do wspomnianej placówki: - Byłam tak zbulwersowana, że już miałam do dyrekcji się udać, ale stwierdziłam, że w dzisiejszych czasach media będą bardziej skuteczne. Drżę ze strachu o życie swojego dziecka - mówiła. Poproszeni o interwencję, skontaktowaliśmy się z dyrektorką placówki Joanną Klepadło, która – w pierwszej chwili - była zaskoczona i stwierdziła, że m.in. "nie ma wiedzy na ten temat". Później natomiast przyznała, że rzeczywiście ze ściany "wychodzi" przedłużacz zostawiony w tym miejscu przez robotników. - Jest to pomieszczenie przejęte, w którym prowadzony był remont. Konserwator to sprawdza i w razie potrzeby zostanie to usunięte. Sytuacja jest już opanowana - zapewnia dyrektor Klepadło.
Dorota Mariańska
dorota.marianska@bialystokonline.pl
Sport 2025.11.22 15:53
Uroda 2025.11.22 09:00
Sport 2025.11.21 22:29
Aktualności 2025.11.21 19:00
Kryminalne 2025.11.21 16:50
Aktualności 2025.11.21 14:40
Biznes 2025.11.21 14:10
Masz ciekawy temat?
Wiesz, że zdarzyło się coś interesującego w Białymstoku lub okolicy? Chcesz abyśmy o czymś napisali?
Napisz do nas
Więcej informacji