POLECAMY
Redaktorka z ogólnopolskiej telewizji dzwoniła do dyżurnych policji w różnych miejscach kraju. Podawała się za urzędniczkę gabinetu jednego z wiceministrów MSWiA. Zdemaskowali ją zambrowscy mundurowi. Sprawa znalazła się w sądzie.
Zaczęło się od telefonów z ministerstwa W ostatnim czasie w kilku miejscach w kraju doszło do sytuacji, w której do dyżurnych policji dzwoniła kobieta podająca się za urzędniczkę gabinetu jednego z wiceministrów MSWiA. Zgłaszająca twierdziła, że zepsuł jej się samochód i w związku z tym nalegała i oczekiwała podwiezienia jej służbowym, policyjnym pojazdem do hotelu lub warsztatu. Po kilku takich telefonach sprawą zajęli się funkcjonariusze z KPP w Zambrowie. Pojechali na miejsce rzekomej awarii samochodu, zastali stojącą przy drodze kobietę. Ponownie cały czas usiłowała ona wymóc na nich podwiezienie radiowozem do hotelu bądź warsztatu. Funkcjonariusze zaś od samego początku dążyli do uzyskania informacji o niesprawnym pojeździe i w tym celu, po sprawdzeniu kobiety w policyjnym systemie (okazało się, że rozmowie telefonicznej z dyżurnym kobieta podała inne dane niż policjantom na miejscu symulowanej awarii), udali się wraz z nią nie radiowozem a pieszo w kierunku miejsca, gdzie miał być zaparkowany jej pojazd. Po kilkunastu metrach kobieta zatrzymała się i oświadczyła, że takiego pojazdu nie ma, a ona jest dziennikarką jednej z ogólnokrajowych telewizji, okazując legitymację prasową. Jak przyznała, cała sytuacja miała na celu sprawdzenie, czy policyjne samochody służą urzędnikom za taksówki i są na każde zawołanie. Po tym, jak zorientowała się, że interwencja nie pójdzie po jej myśli, mówiła, że cała sprawa jest prowokacją dziennikarską. Sprawa prowokacji dziennikarskiej trafiła do sądu W tej sytuacji jednak zachowanie kobiety wywołało niepotrzebną czynność policji. Ponadto policja została wprowadzona w błąd co do jej tożsamości. W związku z tym instytucja podjęła decyzję o skierowaniu sprawy na drogę sądową. Mundurowi przypominają również, że informowanie policji o niezaistniałych zdarzeniach może mieć tragiczne konsekwencje. Funkcjonariusze bowiem, zamiast jechać do interwencji, gdzie ktoś może potrzebować pomocy, w tym czasie angażowani są do wykonywania innych czynności, a dyżurny jednostki, zamiast zarządzać podległymi mu służbami, pochłonięty jest wydarzeniem, które nie ma miejsca. Za fałszywy alarm dziennikarce grozi kara aresztu (od 5 do 30 dni), ograniczenia wolności lub grzywna do 1,5 tys. zł. Ponadto może być ona dodatkowo ukarana za kłamstwo dotyczące tożsamości, ponieważ jest to kwalifikowane jako wykroczenie.
Dorota Mariańska
dorota.marianska@bialystokonline.pl
Aktualności 2025.10.16 17:40
Praca 2025.10.16 15:49
Zdrowie 2025.10.16 15:28
Aktualności 2025.10.16 15:10
Sport 2025.10.16 13:32
Kultura i Rozrywka 2025.10.16 13:30
Kraj i Świat 2025.10.16 12:44
Masz ciekawy temat?
Wiesz, że zdarzyło się coś interesującego w Białymstoku lub okolicy? Chcesz abyśmy o czymś napisali?
Napisz do nas
Więcej informacji