W pociągu i w plenerze. Niezwykła podróż pełna emocji

2015.09.02 00:00
Ta wyprawa zaczyna się już w autobusie. Jedziemy do Sokół, by stamtąd wyruszyć w dłuższą podróż. Przypominającą dramatyczne wyjazdy, w jakie przed stu laty udawali się mieszkańcy Polski wschodniej.
W pociągu i w plenerze. Niezwykła podróż pełna emocji
Fot: AD
Niecodzienny spektakl otwiera plenerowa scena wesela

"Bieżeńcy. Exodus" to spektakl nietypowy. Rozegrany w pociągu i plenerze, a poświęcony wydarzeniom sprzed stu lat. Wtedy bowiem, w 1915 roku, z miejsc zagrożonych niemiecką inwazją i pod wpływem rosyjskiej propagandy, uciekły miliony (głównie prawosławnych) osób. W panice, z tobołkami i dziećmi na rękach wyruszały w głąb Imperium Rosyjskiego. "Bieżeństwo" - bo tak nazywane są te wydarzenia - nie jest w historii spopularyzowane. Pamięć o dramatycznych losach postanowił przywrócić Teatr Dramatyczny, przygotowując performatywny spektakl.

Atak Kozaków i wódka na weselu

Wyruszamy więc w podróż. Słońce w autokarze praży - ten przejazd wcale nie ma być komfortowy. Po blisko godzinie docieramy do Sokół i od razu trafiamy na wesele. Częstowani kiełbasą, ogórkiem, chlebem i wódką, możemy poczuć się jak na wiejskiej zabawie. Ale po chwili słyszymy wybuchy. Atakują Kozacy, są ranni i zabici. Trafiamy do polowego szpitala. Za moment wsiądziemy do pociągu. Widzowie też mogą poczuć się jak bieżeńcy. Wprawdzie jeszcze z atrybutami świata współczesnego ("Jestem na sztuce w teatrze, tutaj Kozacy atakują" - krzyczy do telefonu rozgorączkowana kobieta), ale już z kawałkami chleba w dłoniach i w przewiązanych na głowie lub ramionach chustkach. Gdy krzyczą: "na ziemię!", pokornie musimy wykonać polecenie. Wybuchy mają taką siłę, że ramiona ze strachu drżą. Za oknem trup ściele się gęsto. Można poczuć się jak na planie filmowym. W wagonie pokrzykiwania Kozaków i lekarz, któremu lepiej dać łapówkę (nie bez powodu przed wyjazdem dostaliśmy zwitek rubli).

Nasz sen o bieżeństwie

Ten zagrany jedynie dwa razy (29 i 30 sierpnia) projekt to z widzów czyni bohaterów historycznej gry. Nie wszyscy mają wśród przodków bieżeńców (ja dzięki projektowi odkryłam ten fragment rodzinnej historii), ale nikt nie może pozostać obojętny na ludzką krzywdę, prośby o modlitwę czy płacz. Każdy może poczuć się jak wygnany ze swojego domu. Nie bez powodu realizatorzy projektu każą nam maszerować pół kilometra po torach i oglądać scenę ucieczki i pakowania majątku na wóz.

Pomysłodawcy spektaklu od początku podkreślali, że to nie miała być rekonstrukcja historyczna. W wielu momentach spektakl zmierza jednak w tę stronę. Bernard Bania (batiuszka), Mateusz Witczuk (mundurowy) czy Sławomir Popławski (lekarz) wykonują swoje zadanie brawurowo, jednak akcent na aktorską stronę przedsięwzięcia mógłby być położony mocniej. Projekt zapowiadany był także jako "sen o bieżeństwie". Celny pomysł, udana realizacja. Ukazująca się Matka Boska, purpurowe szaty batiuszki, tańczące dzieci. Czy to dzieje się naprawdę? - można zapytać. Z drugiej strony - wszystko jest możliwe. Autorka scenariusza - Dana Łukasińska - umiejętnie rozłożyła akcenty, opieką reżyserką spektakl otoczyła Agnieszka Korytkowska-Mazur.

"Dobrowolna ucieczka"?

Wreszcie trafiamy do obozu, w którym jeden z uchodźców (Krzysztof Ławniczak) opowiada swoją historię. Żył w Sokołach, ale w 1915 roku musiał z rodziną uciekać. Matka zmarła w drodze, zaopiekował się rodzeństwem. Trafili do Orszy, potem do Smoleńska, pociągami uciekali dalej. Drogi nie przeżyli żona i dziecko, są grzebani na cmentarzu przy torach (najbardziej wzruszająca scena spektaklu). Pada pytanie - "czy bieżeńcy dobrowolnie uciekali, czy byli przymusowo wypędzani?". Jedna z kobiet odpowiada: "ja nie chciałam uciekać, wygnali nas Kozacy".

Po tych dramatycznych scenach znów lądujemy w pociągu. W tle sączy się niepokojąca muzyka Michała Jacaszka, bieżeńcy opowiadają swoje historie, np. o pogrzebie 15-letniego syna. W pewnym momencie do pociągu wchodzi wielka księżna Tatiany (Aleksandra Maj), rozdaje chleb i obrazki (powtarza kwestię "bread please, picture please") ze św. Krzysztofem. Patron podróżników to właśnie we wschodnich ikonach przedstawiany był jako rycerz z głową psa. Finał naszej podróży jest już blisko. Docieramy do Moskwy (w projekcie z powodzeniem "gra" ją dworzec w Łapach).

Przeżyliśmy tę podróż nie tylko fizycznie, ale może przede wszystkim duchowo. Emocje, jakie wyzwolił ten oryginalny projekt, zostają jeszcze długo po opuszczeniu kolejowego wagonu.

Anna Dycha
anna.d@bialystokonline.pl

964 osób online
Wersja mobilna BiałystokOnline.pl
Polityka prywatności | Polityka cookies
Copyright © 2001-2024 BiałystokOnline Sp. z o.o.
Adres redakcji: ul. Sienkiewicza 49 lok. 311, Białystok, tel. 85 746 07 39