POLECAMY
Jedna z tutejszych gazet podawała przed wojną opis ciekawej scenki rozgrywającej się w białostockim Sądzie Grodzkim. Wywarła ona na obywatelach miasta przygnębiające wrażenie jako ponury znak czasów...
Sędzia Kulesza w tych dniach zajmował dość trudną sprawą. Na ławie oskarżonych siedział 17-letni milczący, młody starzec Aleksander Jacewicz, obszarpany, chudy, wynędzniały i obojętny na wszystko, co się wokół niego dzieje. - Czy masz rodziców? - pytał dobrotliwie sędzia. - Umarli - brzmiała smutna odpowiedź. Prosił o karę więzienia Z akt sprawy wynikało, że młody przestępca przed kilkoma dniami przybył z Rosji. Głodny wałęsał się po Polsce, aż zaczął kraść. Dostał za to 5 miesięcy więzienia z zawieszeniem. Dalszym etapem niedoli życiowej Jacewicza była kradzież 30 złotych w Choroszczy. Aresztowany przyznał się do kradzieży, a gdy odebrano mu pieniądze, oświadczył z rezygnacją: - Trudno... nie udało mi się najeść. A byłem tak okropnie głodny. - O co oskarżony prosi w ostatnim słowie? - pytał sędzia. - Proszę o karę więzienia, bo jestem ciagle głodny, a tam się chyba najem. A że prawo jest prawem, sędzia, zważywszy na szali winę Jacewicza, zaaplikował mu 7 miesięcy więzienia, z zamianą na dom poprawczy. Radosny błysk oczu i zadowolona mina skazanego były odpowiedzią na wyrok. Jacewicz wyszedł, a za nim podążył litościwy wzrok sędziego Kuleszy.
Judyta Kokoszkiewicz
24@bialystokonline.pl
Aktualności 18:00
Aktualności 16:00
Nauka 14:50
Aktualności 14:00
Kryminalne 12:00
Kultura i Rozrywka 11:50
Praca 11:00
Masz ciekawy temat?
Wiesz, że zdarzyło się coś interesującego w Białymstoku lub okolicy? Chcesz abyśmy o czymś napisali?
Napisz do nas
Więcej informacji